Uniwersytet policzył klasy w liceach za 70 tys. złotych


Maciej Kałach, 2012-11-21


Uniwersytet Łódzki ogłosił raport z badań na temat łódzkich ogólniaków. Naukowcom pracę zlecili urzędnicy z magistratu na początku tego roku. Chcieli wiedzieć, jaką "ofertę edukacyjną" i "jakość kształcenia" oferują publiczne placówki. Na wczorajszej konferencji dla dyrektorów liceów zespół badawczy prof. Joanny Madalińskiej- Michalak ogłosił główne wnioski: najlepsze szkoły prowadzą najwięcej klas o profilu ścisłym, a oddziały z rozszerzonym językiem polskim otwierają głównie szkoły słabsze.

Badacze z Wydziału Nauk o Wychowaniu UŁ najpierw podzieli ogólniaki na trzy "warstwy", według średniej zdawalności matury w okresie ostatnich trzech lat. W najwyższej "warstwie" znalazły się szkoły, gdzie "świadectwo dojrzałości" otrzymuje ponad 99 proc. absolwentów - to LO nr I, XXVI, XXXI, XII LO, XXI,
XIII oraz III.


"Warstwa druga" to LO nr XXV, IV, XXXIII, VIII, XXIV, XXXII, II, XV, XXIX, VI oraz XX. Szkoły w tym przedziale mają zdawalność na poziomie powyżej 90 proc. Gorzej jest w pozostałych ogólniakach z "warstwy trzeciej", do której należą LO nr IX, XXIII, XVIII, XXXV, XXX, XXXIV, XLII, XLVII, XLV, XLIII oraz XLIV.

Spośród 29 dyrektorów tych szkół wypełnione ankiety odesłało 22.

W raporcie jego autorzy stwierdzili, że liczba klas pierwszych, które chcieli otworzyć odpytani dyrektorzy spadła ze 109 w rekrutacji w 2010 r. do 94 w naborze 2012
- pewnie na skutek niżu. Jednak ci z "warstwy pierwszej" stawiają najczęściej na klasy o rozszerzonych programach nauczania matematyki, fizyki, chemii i informatyki. Natomiast w "warstwie" drugiej i trzeciej dominują rozszerzenia programów z języka polskiego oraz angielskiego.

Badacze z uniwersytetu zauważyli odejście od nauczania łaciny. Przed dwoma laty spośród 22 odpytanych dyrektorów 12 chciało otworzyć klasy z tym językiem, a w ostatniej rekrutacji - tylko 5. Częściej szkoły stawiają na hiszpański. Oczywiście, każda szkoła uczy angielskiego, tylko jedna nie ma w ofercie niemieckiego.

Dalej w raporcie pojawiają się pochwalne stwierdzenia na temat oferty dla uczniów wymagających pomocy albo zdolnych: "Łódzkie licea ogólnokształcące mają bardzo bogatą ofertę zajęć pozalekcyjnych, które są nie tylko oferowane, ale i w znacznej mierze realizowane".

Pod koniec raportu znajdziemy m.in. tabelkę, z której dowiemy się, że wszystkie szkoły organizują dni otwarte. Grant, który magistrat przekazał uczelni na badanie, to 70 tysięcy złotych.


***

A co liczą urzędnicy?

Po prezentacji raportu część dyrektorów na boku pomrukiwała, że "tyle makulatury się zmarnowało". Ale ja badaczy z UŁ rozumiem. Była okazja do wzięcia grantu, to podliczyli liczbę różnych klas, bo do tego sprowadzał się projekt na temat "oferty edukacyjnej".
Nie rozumiem za to magistratu. Przecież policzenia, ile oddziałów o danym profilu uruchamianych jest w Łodzi i co z tego wynika na maturze, mogli dokonać urzędnicy w ramach godzin swoich etatów. A może nie potrafią dodawać?
Źródło: Dzienni Łódzki

zamknij [X]