Młodzi Amerykanie wyjechali z Łodzi zachwyceni


02.01.2013 , aktualizacja: 01.01.2013 16:58


- Kraków i Warszawa są może ładniejsze od Łodzi, ale łodzianie są najwspanialsi - nie ma wątpliwości Jinni, studentka z Arizony

Jinni Trusko, Jennifer Manzur, Paul Honan, Alyssa Cunial, Rachel Sargent, Lauren Garielpy. Mają od 19 do 27 lat. Mieszkają w Arizonie.

Studiują muzykę, historię, prawo, literaturę angielską, francuską i kreatywne pisanie. Święta spędzili w Łodzi.

Wcześniej odwiedzili jeszcze Kraków, Oświęcim i Warszawę. W Łodzi spacerowali po starych Bałutach, gdzie w czasie wojny było getto. Widzieli cmentarz żydowski, Pomnik Pękniętego Serca, stację Radegast, Księży Młyn, Muzeum Miasta Łodzi, muzeum ms2, dętkę pod placem Wolności. Byli na ul. Piotrkowskiej, w Manufakturze, a nawet w kinie na "Hobbicie". Słuchali polskich kolęd w Filharmonii Łódzkiej. Rozmawiali z ojcami klaretynami (o chrześcijaństwie w Polsce) i studentami Uniwersytetu Łódzkiego (o wielokulturowości w Łodzi dawnej i dzisiejszej). Smakowali też polskich potraw, pośród których prawdziwym hitem okazały się placki ziemniaczane. Mieszkali w domach uczniów XV LO, bo to licealiści z ul. Traktorowej zaprosili młodych Amerykanów.

Wcześniej o Łodzi goście zza oceanu nie słyszeli prawie nic. Niewiele więcej o Polsce. Owszem, wiedzieli o Fryderyku Chopinie, Janie Pawle II czy Lechu Wałęsie. Ale o naszym kraju tylko tyle... - Że jest tu bardzo zimno - śmieje się Lauren.

- W Polsce był wcześniej mój narzeczony. Wrócił zachwycony. Ja słyszałam sporo o polskim antysemityzmie, ale nie doświadczyłam go tutaj ani razu - opowiada Alyssa, której rodzina ma żydowskie pochodzenie.

Amerykanie odwiedzali w Polsce miejsca związane z Holocaustem. - Sporo o nim wiedziałam, ale dopiero tu swoją wyobraźnią mogłam go "dotknąć", np. wchodząc do bydlęcego wagonu, którym Niemcy przewozili Żydów do obozów - mówi Lauren.

Rachel uczy się grać na fortepianie. Znała muzykę Chopina, ale w łódzkiej filharmonii pierwszy raz usłyszała polskie kolędy: - Są przepiękne.

- Zwłaszcza ta - Jennifer nuci melodię "Wstańcie pasterze". - Smakowały mi również świąteczne potrawy i bigos. Chciałabym umieć go robić.

Paul - mieszkając u ucznia XV LO - obserwował życie codzienne jego rodziny. Zauważył podobieństwa, ale i różnice: - Podobnie wygląda pobudka: moja mama też wykopuje mnie z łóżka. Różnice? Tutaj rodziny jedzą wspólnie przy stole. U nas zazwyczaj każdy sam, przed telewizorem.

Jinni zapamięta ludzi. - W tym zimnie zostałam niesłychanie ciepło przyjęta. Pierwszy raz dzieliłam się opłatkiem. To bardzo intymne i wzruszające. Czułam się częścią rodziny, u której mieszkałam. Wszędzie byłam witana i przytulana. Kraków i Warszawa są może ładniejsze od Łodzi, ale łodzianie są najwspanialsi - nie ma wątpliwości Jinni. Jej dziadek nazywał się Truskowski i jeszcze przed wojną wyjechał z Polski na Hawaje, a tata często wspominał babcine placki ziemniaczane i gołąbki. Niestety, już tylko w języku angielskim.

Amerykanie przyjechali do Łodzi z rewizytą. Parę miesięcy temu uczniowie XV LO byli w Arizonie, goszcząc w tamtejszych domach i poznając tamtejsze zwyczaje.

Łodzianie w Ameryce odwiedzali szkoły (m.in. indiańską), byli na uniwersytecie w Tucson, gdzie dyskutowali o Holocauście, spotykali się z różnymi społecznościami (z Polonią, z Amerykanami żydowskiego, meksykańskiego czy irlandzkiego pochodzenia, z Indianami z plemienia Tohono). - Zwiedziliśmy też pustynię w Arizonie, miasteczko westernowe w Tombstone, kopalnię kamieni półszlachetnych w Bisbee. I zaprzyjaźnialiśmy się, z kim się dało - mówi Barbara Matusiak, polonistka z XV LO. To ona zorganizowała tamtą wyprawę, a teraz pobyt Amerykanów w Łodzi. - Chodzi nie tylko o to, by zobaczyć, jak się żyje gdzieś daleko od domu, na czym polega koegzystencja wielu kultur. Tematem przewodnim był Holocaust. Byliśmy ciekawi, co inni o nim wiedzą. Chcieliśmy spojrzeć na zagładę Żydów zinnej perspektywy - tłumaczy Matusiak.

Po powrocie z Arizony Michał Kochanowski z XV LO powiedział: - Każdy jest taki sam, nawet jeśli się różnimy.

Do takiego samego wniosku doszli zapewne Amerykanie, bo już planują kolejne wizyty w Polsce. Rachel przyjedzie w wakacje, przy okazji podróży do Irlandii. Jinni wróci, bo koniecznie chce zobaczyć Żelazową Wolę. A Jennifer obiecuje nawet, że nauczy się polskiego.


Marcin Markowski
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź

am

zamknij [X]